Andrzej Grodzki napisał:Miał szczęście załapał się w odrywający bąbel. To widać po machaniu skrzydłami jak dostaje się w noszenie, jak go „kopie”.
Jak "miał szczęście"? On to zrobił - że tak powiem -
z premedytacją, od początku do końca. A to machanie skrzydłami, "powieszenie" modelu prawie na przeciągnięciu, przejście z lewego do prawego krążenia, to wszystko sztuczki słuzące scentrowaniu komina. Zauważcie, że od połowy filmu szybowiec krąży już spokojnie, ciasno i pewnie - znaczy scentrował... Zrobienie czegoś takiego "z ręki" dużym szybowcem, to niedościgłe ArcyMistrzostwo.
Andrzej Grodzki napisał:Oj to mi się zaczyna podobać, te nowoczesne modele latają pięknie, w rękach Mistrzów ma się rozumieć.
Andrzej, kokietujesz już od wielu lat, że Ci się to podoba, i że zaczniesz cos robić w końcu.
Jeśli chodzi o te "ręce mistrzów"... w tej kategorii mistrzostwo polega chyba na umiejętnym ograniczeniu "aktywnego sterowania" przez pilota. Taki pozorny paradoks: im mniej "pilotujemy" tym szybowiec lepiej lata, im szybowiec lepiej lata, tym mniej trzeba mu przeszkadzać - pilotować.
Niedawno słyszałem takie powiedzenie pilotów: nigdy nie leć tam, gdzie pięć minut wcześniej nie było twojego mózgu. W jotkach obowiązuje to jak chyba nigdzie... jeśli nie wiesz gdzie lecieć, nie masz koncepcji na lot, to doczep sobie silnik i/albo zajmij się akrobacją, bo "zamiatanie" drązkami tu nie pomaga.